Muszę przyznać, że zaczęłam od przysłowiowej d* strony.
Dzisiaj już doskonale wiem, że warto najpierw popracować nad strategią, a dopiero później zająć się tymi przyjemniejszymi rzeczami, czyli dobieraniem fontów, kolorów, stroną www czy logo. Ale wtedy chciałam już zaistnieć, zdobywać klientów, robić te wszystkie fajne rzeczy, a opracowywanie strategii wydawało mi się strasznie trudne i nudne.
Zaczęłam więc od swojej strony internetowej i utknęłam. Nie mając strategii, nie wiedząc z kim chcę pracować, nie mając porządnego zdjęcia ani sprecyzowanej oferty nie byłam w stanie zrobić tej strony i poddałam się… na 3 miesiące. To były czasy, kiedy jeszcze pracowałam razem z mężem i nie miałam wielkiego ciśnienia, żeby robić własny biznes, więc może to i dobrze, że się zatrzymałam. Miałam czas, żeby pomyśleć i rozpisać sobie trochę bardziej te moje plany, misję i wizję.
Po 3 miesiącach powolutku ruszyłam, zdobywałam pierwsze współprace, ale wciąż głowiłam się nad tym swoim wyróżnikiem. Koniecznie chciałam mieć coś, co sprawi, że nie zginę w tłumie wyrastających jak grzyby po deszczu asystentek.
Kiedy odkryłam istnienie notatek wizualnych i usłyszałam, że każdy może rysować zapaliłam się do nich i… przepadłam, nie myśląc jeszcze wcale, że to jest to. Poczytałam co nieco, pooglądałam, zamówiłam zestaw kolorowych brushpenów i zaczęłam rysować.
Odważyłam się pokazać na swoim profilu pierwszą notatkę wizualną, którą narysowałam tak zupełnie dla siebie – żeby zobaczyć w ogóle reakcje i mnie zatkało. Było jedno wielkie “wow”, “super”, “ale świetnie wyszło”. Oczywiście sądziłam, że ta notatka jest słaba, że ludziki brzydkie, linie nierówne, dymki niekształtne, ale to oczywiście było tylko w mojej głowie.
Odbiorcy byli zachwyceni, a ja uświadomiłam sobie, że to właśnie może być mój wyróżnik. Że nie ma innych wirtualnych asystentek, które robią sketchnotki, a zapotrzebowanie na notatki jest i są one coraz popularniejsze.