Poznaj 7 sytuacji, w których nie zaczynam współpracy, nawet gdy mam wolną przestrzeń.

Bardzo długo zastanawiałam się, czy na pewno chcę o tym napisać. Mam świadomość, że być może przeczyta to osoba, która chciałaby podjąć ze mną współpracę i nie zdecyduje się, bo wystraszy się mojej zuchwałości albo braku skromności. Mam jednak nadzieję, że wyjaśniając co, jak i dlaczego udowodnię, że nie jestem ani zuchwała, ani nieskromna, a ten wpis jest efektem sumy doświadczeń z moich ostatnich dwóch lat pracy. Bo tu nie chodzi o ludzi, ale głównie o ich biznesy, sposób działania i etap, na którym się znajdują.

Być może to, co myślę i piszę dzisiaj nie będzie aktualne za kilka miesięcy i za jakiś czas będę współpracowała z tymi, których dzisiaj przekreślam. Nie wykluczam tego, bo ja również się zmieniam. Zmieniają się moje priorytety, ewoluują cele. Ale na dzisiaj, na teraz, na moje aktualne umiejętności właśnie z takimi osobami i właśnie w takich sytuacjach zazwyczaj nie podejmuję współpracy, nawet gdy ktoś oferuje mi niezłe pieniądze.

Nie pracuję z osobami, które stawiają po omacku pierwsze kroki w biznesie.

Ta decyzja podyktowana jest doświadczeniem i kilkoma współpracami, które nie miały szans się udać z bardzo prostego powodu. Klienci, którzy mnie zatrudniali sami nie wiedzieli, czego chcą. Nie mieli kompletnie żadnej strategii, wizji, pomysłu – ale chcieli działać na taką skalę, jak najwięksi gracze w biznesie online.

Kiedy przeprowadzam konsultację w sprawie ewentualnej współpracy staram się wybadać, czy osoba, która chce mnie zatrudnić wie w ogóle, w czym ja miałabym jej pomagać. Bardzo często wie – mam prowadzić i rozhulać media społecznościowe, zrobić stronę www, oczywiście napisać również treść. Wrzucać artykuły na blog, które ja sama napiszę, porobić do tego zdjęcia, albo znaleźć pasujące stockowe – ale nie takie sztampowe, mają mieć „to coś”. Do tego zbudować bazę mailingową, odpowiadać na maile, nagrywać instastory, podsuwać pomysły na działania i jeszcze parę innych tematów.

Czy to nie brzmi jak prowadzenie biznesu? A gdy ja pytam – ok, a strategia komunikacji, harmonogram treści, pomysły, baza zdjęć… to zderzam się ze ścianą – bo w sumie to „ja myślałam, że Pani wszystkim się zajmuje”. Niestety, tak się nie da. Po pierwsze dlatego, że ja nie jestem kreatorką biznesów, nie jestem strategiem, po drugie – nawet gdybym miała takie moce – tego nie da się zrobić w 20h! Owszem, w 20 godzin można zrobić bardzo dużo, ale każdy, kto pracuje nad swoim biznesem wie, że to jest kropla w morzu.

Dlatego podejmuję się współprac, gdy ktoś ma silną firmę, silną markę przynajmniej w świecie offline, jakiś zalążek strategii wejścia w biznes online i potrzebuje dodatkowej pary rąk do pracy. Wtedy moja praca ma sens i będzie satysfakcjonująca dla obu stron.

Jestem skłonna podjąć współpracę z baaaardzo początkującym biznesem, ale na sztywnych zasadach – ja nie jestem kierownikiem budowy osiedla. Mogę być murarzem, hydraulikiem, elektrykiem, albo wszystkim po trochu, jeśli ktoś nie potrzebuje wybitnego specjalisty w konkretnej dziedzinie – ale to właściciel wie, co i jak ma powstać, a ja pomagam, aby to faktycznie powstało i działało.

Bardzo często osobom, które chcą wystartować w biznesie online poleca się Wirtualną Asystentkę, jako remedium na wszelkie bolączki. Nie masz czasu? Zatrudnij asystentkę. Nie wiesz, od czego zacząć biznes? Zatrudnij asystentkę. Nie wiesz, jak ustawić automatyzację sekwencji maili powitalnych? Zatrudnij asystentkę. Nie potrafisz złożyć fajnego pdf’a dla odbiorców newslettera? Zatrudnij asystentkę. Nie potrafisz nic zrobić, ale bardzo chcesz? Zatrudnij… No nie. To tak nie działa. I dlatego, w sytuacjach gdy wybadam, że osoba chcąca robić biznes online tak naprawdę nie za bardzo ma na to plan, odmawiam, bo wiem, że to jedyne rozsądne wyjście dla obu stron.

Nie współpracuję z firmami, w których jest kilka działów i kilka osób decyzyjnych.

Powód jest tutaj również bardzo prosty – każde działanie jest baaardzo rozciągnięte w czasie, dezorganizuje mój dzień pracy i generuje straty czasu, których nie jestem w stanie zafakturować. Opowiem może na przykładzie – osoba A zleca mi zadanie, do którego realizacji potrzebuję materiałów od osoby B. Muszę, wobec tego napisać do osoby B i poczekać na maila albo rozmowę, w której otrzymam potrzebne informacje. Gdy już wszystko zgromadzę i wykonam zadanie, osoba A musi wysłać je do akceptacji osoby C, która jest jej zwierzchnikiem. Pół biedy, gdy akceptacja jest od razu, ale kiedy potrzebne są poprawki – nie dostaję uwag bezpośrednio, tylko znów przekazywane są od osoby C, przez osobę A do mnie.

To wszystko zajmuje czas i zadanie, które realnie zajmuje 30 minut wymaga dwa lub trzy razy tyle konsultacji, ustaleń i rozkłada się niekiedy na 3-4 dni. Uwierz, to bardzo dezorganizuje pracę, a ja nie mogę (i nie chcę) sobie pozwolić na to, by do zadania, które realnie zajmuje 30 minut siadać 3 razy. Gdybym w taki sposób pracowała, zarobiłabym może 1/3 kwoty, którą zarabiam pracując w systemie 1:1.

Owszem, mogłabym czas poświęcony na konsultacje wpisać do rozliczenia i teoretycznie nie byłoby problemu, jednak takie działania znacząco obniżają moją efektywność, rozpraszają uwagę i odciągają od pozostałych zadań,

Muszę być jednak uczciwa i wspomnieć, że pracuję na przykład z jedną fundacją, z którą współpraca układa się świetnie, mimo że jest kilka osób odpowiedzialnych za nasze wspólne działania. Jednak są to osoby, które doskonale wiedzą czego chcą, do czego mnie potrzebują i przede wszystkim starają się, żeby tę pracę jak najbardziej usprawniać. Dlatego czasami robię wyjątek od reguły i podejmuję się tego, czego założyłam sobie nie podejmować i gdy mój wewnętrzny głosik szepcze mi „tak, Monika zrób to”, słucham go 😊

Nie pracuję z osobami, które potrzebują klepacza zadań i nie wymagają ode mnie nauki, wyzwań i rozwijania umiejętności.

To jest pośrednio związane ze wszystkim tym, co wymieniłam w poprzednim punkcie. Każdy rozwijający się biznes wymaga coraz większych umiejętności osób, które nad nim pracują. A nauka wymaga czasu i często również pieniędzy. W konsekwencji tego, moje stawki godzinowe raz lub dwa razy w roku rosną. W sytuacji klient chce płacić mi za wystawianie faktur coraz więcej, mimo że nie wymaga to ode mnie większych umiejętności, podnoszenia kwalifikacji i rozwoju to ok, dla mnie luz. Ale nie oszukujmy się, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie płacić 2 razy więcej za dokładnie tę samą pracę. Z drugiej strony, jeśli ja mogę w czasie 10h zarobić więcej wykonując zadania adekwatne do moich umiejętności, po co mam zarabiać mniej klepiąc nudne, niewymagające faktury.

Ten punkt być może wkrótce będę mogła „obejść”, ponieważ coraz więcej zadań zlecam swojej asystentce 😉 Tak, ja również nie wyrabiam się z czasem i żebym mogła zarobić więcej, muszę jakąś część swoich dochodów przeznaczyć na uwolnienie tego czasu 😊

Nie pracuję z osobami, które chcą szybko, tanio i dobrze.

Jakości nie da się połączyć z niską ceną i szybkim terminem realizacji. Zasada jest taka, że z tych trzech opcji tylko dwie możliwe są jednocześnie:

  • szybko i tanio, ale niekoniecznie dobrze,
  • szybko i dobrze, ale nie będzie wtedy tanio,
  • tanio i dobrze, ale nie będzie szybko.

Kiedy ktoś mówi do mnie: Zrób tak, żeby było dobrze i ładnie, ale tanio to serio… podnosi mi się ciśnienie. Co znaczy tanio w tej sytuacji? Żebym zrobiła to szybko, bo przecież pracuję na godziny. Wymaga ode mnie niemożliwego. Nie jestem w stanie zrobić szybko i tanio tak, żeby nie stracić na jakości. A ja nie będę podpisywać się pod byle czym, skoro stawka, którą proponuję na początku współpracy niesie za sobą również pewną jakość.

Nie pracuję z ludźmi, z którymi od początku czuję, że „to nie to”.

Czasami już w trakcie pierwszych minut rozmowy wiem, że ta współpraca się nie uda. Niby nie mam namacalnych przesłanek, żeby tak sądzić, ale wyczuwam, że nadajemy na innych falach, że mamy inną energię i że po prostu… będzie trudno. 

Dwa razy nie posłuchałam tej intuicji z nadzieją, że może ja przesadzam, że przecież po głosie, po kilku minutach nie można się uprzedzać i przekreślać kogoś. Jednak miałam rację i dzisiaj, kiedy coś mi nie gra od samego początku, nawet nie próbuję z tym walczyć. Nie muszę godzić się na każdą współpracę, co daje mi ogromny komfort pracy i satysfakcję.

Nie reanimuję trupów.

Zdarza się, że komuś biznes nie idzie. Nie zarabia, nie sprzedaje, nie zdobywa klientów. Najczęściej wynika to z faktu, że ten ktoś zaczął biznes od dupy strony – bez strategii, zbadania rynku, nie zbudował marki i chce wystrzelić w kosmos tekturową rakietę.

Nie może pogodzić się z tym, że biznes się nie kręci, próbuje różnych sposobów, zaczerpniętych przypadkowo od różnych marketingowych guru, aż w końcu eureka! Zatrudnię asystentkę i wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – rakieta poleci! Przykro mi, nie poleci, bo ona wciąż jest z tektury. Trzeba ją spalić i zbudować nową, z lepszych materiałów – korzystając z pomocy na przykład Magdy Bek – strateżki, specjalizującej się w projektowaniu działań marketingowych firm.

Wirtualna asystentka nie podniesie klękającego biznesu. W takich sytuacjach potrzebny jest plan, strategia, pomoc specjalisty. I gdy sytuacja będzie opanowana, gdy będzie wiadomo – z czym działać, jak działać, kiedy działać – wtedy jak najbardziej wkroczyć może wirtualna asystentka z zapasem sił, świeżym spojrzeniem, energią i chęcią do działania.

Nie pracuję z kimś, kto oczekuje ode mnie wyłączności.

Po pierwsze dlatego, że to nie różniłoby się niczym od pracy na etacie. Jeden szef, jedna wypłata i brak możliwości rezygnacji tak po prostu, bo coś mi we współpracy nie pasuje. Ogromnie sobie cenię niezależność i najlepsze efekty pracy osiągam, gdy robię coś, bo chcę, a nie dlatego, że muszę. Mając 5, 8 czy 12 klientów nie muszę godzić się na warunki, które przestały mi odpowiadać tylko dlatego, że stracę wtedy jedyne źródło dochodu.

Po drugie – jestem osobą, która musi pracować przy różnych zadaniach, z różnymi ludźmi, żeby się nie zmęczyć, nie stanąć w miejscu, nie przestać się rozwijać. Kiedy jednego dnia pracuję z coachem, drugiego z dietetykiem, trzeciego z lektorem angielskiego, czwartego z psychologiem, piątego z wizażystką, a w międzyczasie robię notatki wizualne dla programisty, to chociaż głowa mi paruje, to ja… czuję, że się realizuję. A przy okazji nie męczę się zbyt intensywnymi kontaktami z jedną osobą 😉

Oczywiście mogłabym w każdej z tych sytuacji zacząć współpracę, podjąć się zadań, wziąć pieniądze i nie zastanawiać się, czy osobie, która mi płaci, to się w ogóle opłaca. Ale ja tak nie potrafię i nie wynika to ze współczucia wobec tych osób. Pobudki mam bardzo egoistyczne – tak, jak kocham pieniądze, tak kocham satysfakcję z pracy. Odczuwam euforię, gdy moi klienci dobrze zarabiają i wpadam w zły humor, gdy im nie idzie. Nie chcę pracować nad czymś, co nie przynosi obustronnej korzyści. Nie chcę pracować tylko dla pieniędzy. Chcę, żeby osoby, które ze mną współpracują miały poczucie, że są to dobrze zainwestowane pieniądze. Chcę być jak najlepsza w tym, co robię i spełniać oczekiwania klientów, a jest to możliwe tylko w sytuacji, kiedy oboje mamy klarowny plan działania.

Ktoś powie – „tej to się w dupie poprzewracało, wybierać klientów sobie chce, a przecież gdyby nie Ci klienci to nie miałaby co robić”. Zgadzam się, jest to w dużej mierze prawda. Dlatego doceniam ogromnie każdego klienta i każdą współpracę, którą do tej pory podjęłam. Ale to nie oznacza, że muszę na ślepo brać, co się nawinie. Jestem podobnym przedsiębiorcą jak osoby, które współpracują ze mną, dlatego daję sobie prawo wyboru tak samo, jak bycia wybieraną.

Zobacz inne wpisy:

Dla asystentek

10 wskazówek na start dla Wirtualnej Asystentki

Chcesz dobrze wystartować w biegu po pracę swoich marzeń? Nie rozpędzaj się za szybko na samym starcie! To nie jest sprint, a raczej bieg długodystansowy! Trzeba się do tego odpowiednio przygotować. Poznaj wskazówki na start dla każdej początkującej asystentki!

Czytaj więcej »